29/05/10

Ptasie uroki

Ptasie uroki

Przyznam szczerze, że od kilku lat chciałam zrobić tę serię zdjęć i pokazać Wam szpaki nad Rzymem. W tym roku wreszcie mi się udało i jak zwykle było w tym dużo szcześcia.
Kiedy Joanna Podolska przeprowadzając ze mną wywiad dla łodzkiej Gazety Wyborczej zapytała mnie o to, co najbardziej kocham w Wiecznym Mieście, zapomniałam o szpakach… Mówiłam o Ogrodzie Pomarańczowym na Wzgórzu Awentyńskim, o magicznej dziurce od klucza przez którą widać kopułę Bazylki św. Piotra, o skrótach perspektywicznych, z jakich należy oglądać niektóre zabytki, o różnych panoramach miasta, o świetle i porach roku oraz dnia i nocy, w których Roma prezentuje się w sposób szczególny. Wczesno listopadowe zmierzchy – oto jedne z chwil, w których kochm Rzym najbardziej i które Wam polecam gorąco – sami widzicie dlaczego.

Od połowy października rozpoczyna się w Rzymie dziwny fenomen – który ma swoje piękne i brzydkie strony. Szpaki – (rodzina szpakowatych z rzędu wróblowych obejmuje ponad sto dwadzieścia gatunków. Są to małe lub średnie ptaki, w większości owadożerne, niektóre żywią się również owocami. Wiele gatunków żyje na otwartych przestrzeniach i tworzy duże stada. – O resztę mnie nie pytajcie bo nie jestem ornitologiem), zlatują się i krążą nad miastem. Co jest przyczyną fenomenu? Szpaki, które całe lato spędzają na terenach wiejskich otaczających miasto, z początkiem jesieni, kiedy przychodzą pierwsze chłody, zlatują się do historycznego centrum, gdzie jest cieplej i siadają na drzewach.

Dla rzymian jest to kara boska. Wszystkie okolice miasta, w których znajdują się jakieś drzewa (Rzym nie jest miastem zielonym, lecz kamiennym), są zajmowane przez ptasie stada. Szpaki wydają straszliwy jazgot. Czarne chmary ptaków przysłaniają niebo. Nie przesadzę, jeśli powiem – że można się wtedy czuć jak w filmie Hitchcocka. Oprócz atmosfery horroru, jaka spowija Wieczne Miasto i może niektórym działać na nerwy – jest inny poważny problem: ptasie odchody… Nie możecie sobie wyobrazić rozpaczy tych rzymian, którzy zaparkowali wieczorem swoje samochody, motorynki czy rowery pod drzewem i następnego dnia rano znajdują je pokryte całkowicie ptasią kupą, korodującą lakier. I nie jest to kilka kupek na krzyż – lecz sterta ptasich odchodów o nieprzyjemnym zapachu. Trudno w to uwierzyć – ale w październikowe dni dzieją się w Rzymie sceny dantejskie. Przechodnie otwierają parasolki, ale nie po to, by chronić się przed deszczem – lecz przed ptasim gównem, które pada z nieba…
Od wielu lat władze miasta Rzymu starają się walczyć z fenomenem, który stanowi również zagrożenie epidemiologiczne. Na drzewach są zakładane nadajniki, wydające dźwięk głosu odstraszającego szpaki. W języku ptasim jest to znak alarmu, niepokoju, jaki wydają ofiary złapane przez drapieżnika w locie.

W tym roku „hiczkokowski“ atak ptaków na Rzym był niezwykle spektakularny. Kiedy wróciłam pod koniec października z Londynu do Rzymu, byłam naprawdę zaskoczona. Idąc przez most Garibaldiego obok Wyspy Tyberyjskiej po raz pierwszy zobaczyłam rzecz tak niezwykłą – niebo zachmurzyło się ptasimi skrzydłami. Przeraźliwy jazgot szpaków zagłuszał nawet tradycyjny rzymski hałas. Uśmiechałam się, kiedy rzymianie bluźnili pod nosem i otwierali parasolki. Śmiałam się, kiedy turyści kleli, czyszcząc z ubrań ślady ptasich odchodów.

Fenomen ptasiego baletu na rzymskim niebie obserwuję od dawna. Z różnych miejsc i z różnych perspektyw. Z najpiękniejszych rzymskich punktów widokowych, a także z tarasów mieszkań rzymskich, w których jestem gościem. Dwa lata temu próbowałam zrobić zdjęcia na balkonie włoskiej dzennikarki telewizyjnej Bimby De Maria, z którą realizowałyśmy reportaż w Polsce. To był widok fantastyczny – ptaki latały na wyciągnięcie ręki. Fotografia jednak nie oddawała całkowicie tego fenomenu.
Przyznam się szczerze – również i mnie zdarzyło się być trafioną przez ptaka – nawet w sam czubek głowy, i kląć pod nosem po włosku – bo w tym języku jest dużo dosadnych epitetów. Staram się jednak zawsze traktować takie incydenty z uśmiechem… bo kocham ptaki, kocham je fotografować i kocham latać – w przenośni i dosłownie. Ptaki są dla mnie symbolem podróży, ciekawości świata, umiejętnością życia bez granic – co jest moim życiowym mottem i sposobem na moje życie.
W sposób szczególny jednak lubię szpaki – choć to piórkowce szkodliwe. Może dlatego, że od dzieciństwa uwielbiałam szpaka Mateusza z Akademi Pana Kleksa, który naśladował mowę ludzką i uosabiał postać autora – Jana Brzechwy.

W tym roku polowałam z aparatem fotograficznym na rzymskie szpaki przez tydzień, chcąc pokazać ten fenomen w sposób szczególny – dlatego wybrałam moje ulubione miejsce w Rzymie: taras Ogródu Pomarańczowego na Wzgórzu Awentyńskim, skąd widać kopułę Bazyliki św. Piotra, jak na dłoni. Niestety aby uczestniczyć w tym niesamowitym spektaklu ptasich tańców nad Rzymem, trzeba mieć szczęście i trafić w odpowiedni dzień i o odpowiedniej godzinie. Mnie w tym roku wreszcie się udało i bardzo się cieszę. Kilka dni później zabrałam moich przyjaciół, którzy przyjechali z Londynu i z Polski, aby pokazać im ten fenomen. Niestety ptaków już nie widzieli –odleciały…

Ale dokąd odlatują rzymskie szpaki, po tym jak odtańczą swoje piruety nad kopułą San Pietro? Nie wiem… chyba na południe Włoch, bo szpaki nie emigrują za morza, tak jak myślałam. Zdałam sobie sprawę z tego dopiero teraz, kiedy Pani Wrona poprosiła mnie, abym do jej blogu napisała o zdjęciach jakie opublikowałam na moim fecebooku. Szpaki nad Rzymem pojawiają się w połowie października i znikają pod koniec listopada. Gdzie? Rzymian już to nie obchodzi, są szczęśliwi, że skończyły się ptasie uroki. Kiedy zapytałam pewnego znajomego rzymianina, co dzieje się ze szpakami, które nie mogą znaleźć schronienia przed zimnem w centrum Wiecznego Miasta – odpowiedział mi krótko: „Powinno się je wystrzelać – obsrały mi Vespę“.

Miałam szczęście widzieć wiele fantastycznych rzeczy w życiu. Jest jednak coś niesamowitego w balecie szpaków nad Rzymem oglądanym z tarsu Ogrodu Pomarańczowego, coś co naprawdę zapiera dech w piersiach. Tylko raz w życiu widziałam podobny fenomen natury, który wzbudził we mnie to głębokie westchnienie zachwytu, jakie wywołują jedynie rzeczy nieprawdopodobne. To było w Brazylii, nieopodal granicy z Paragwajem, gdzie rzeka Iguaçu płynąca przez Wyżynę Brazylijską, tworzy jedno z najbardziej malowniczych arcydzieł przyrody – Wodospad Iguaçu.
http://www.bezgranic.net.pl/index.php?d=news_content&dn=6&id=102
http://www.youtube.com/user/ViaggiSenzaFrontiere#p/a/u/1/0kT-NNP7ncA


Stojąc nad „Gardłem Diabła“ (o wysokości 72 m – wyższym niż Niagara), widziałam o zachodzie słońca olbrzymie stado jaskółek przebijających się przez ścianę wody, by powrócić do gniazd uwitych na skale. Przewodnik powiedział mi wtedy, że jest to widok bardzo rzadki i trzeba mieć szczęście, aby to zobaczyć. Nie udało mi się tego sfotografować. W jaskółki nad Wodospadem Iguaçu, musicie uwierzyć mi na słowo. Szpaki nad Rzymem możecie obejrzeć na zdjęciach.
Jak można strzelać do szpaków, które malują obrazy na niebie? Tylko teleobiektywem…

autor: Agnieszka Zakrzewicz
Bez Granic

Nessun commento:

Posta un commento

Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.