24/05/10

RAPORT POLANDII 2003-2004


1. Turystyka we Włoszech
2. NIELEGALNI

Kiedyś my – Polacy byliśmi nielegalnymi emigrantami. Setki tysięcy Polaków wyemigrowało z Polski w latach 90-tych, zaraz po upadku Muru Berlińskiego i mieszkało we Włoszech w „obozach przejściowych”, czekając na wizę do Ameryki czy Kanady. Ich los był ciężki, ale Włosi w tamtym okresie byli może bardziej otwarci... Emigrantów zresztą było mniej, niż dziś.
Od 1 maja 2004 roku Polacy stali się Europejczykami. W takich krajach, jak Anglia czy Holandia, ich prawa zrównały się automatycznie z prawami rodowitych obywateli. W innych, jak we Włoszech, czeka ich dwuletni okres przejściowy, który nie daje im jeszcze tych samych uprawnień, co do pracy i świadczeń socjalnych. Ile zyskaliśmy na wejściu do Europy, wiemy najlepiej my – emigranci. Teraz możemy podróżować swobodnie po terenie Unii Europejskiej, używając tylko dowodu osobistego; mamy prawo do rezydencji zagranicznej bez ubiegania się o pozwolenie na pobyt. Wreszcie jesteśmy traktowani jak ludzie...
Upamiętniając nasze wejście do Unii Europejskiej, poświęciliśmy RAPORT POLANDII 2004 problemowi emigracji nielegalnej, pamiętając o tym, że w RAPORCIE POLANDII 2001, pisaliśmy jeszcze „nielegalni” o Polakach...


A R C H I W U M \ A R C H I V I O

------------------------
RAPORT POLANDII 2003
------------------------

1. Turystyka we Włoszech

W porównaniu z wieloma innymi krajami - turystyka we Włoszech jest bezpieczna. To ważny filar ekonomii włoskiej - Włosi dbają więc o swój biznes. Nie grożą tu uprowadzenia dla okupu, porwania polityczne, bombowe zamachy terrorystyczne i tym podobne atrakcje, jakie czasami można przeżyć na przykład w Egipcie, Kolumbii, na Filipinach czy w Jemenie...
Jedynym realnym zagrożeniem dla turystów jest drobna przestępczość: kradzieże i oszustwa.

KIESZEŃ TURYSTY

Półwysep Apeniński oferuje przyjemny krajobraz, dobry klimat i zabytki - jest więc „naturalnie” turystyczny. Jednak bez dobrze i nowocześnie zorganizowanych usług, zaplecza hotelowego, reklamy i dbałości o bezpieczeństwo - nikt by tu nie przyjeżdżał. To, że turystyka jest biznesem - zrozumiała nawet włoska mafia, która w ramach „prania brudnych pieniędzy” zainwestowała w hotele i ośrodki wypoczynkowe w wielu miejscach kraju. We Włoszech, tak, jak na Lazurowym Wybrzeżu - są porty, do których wpływają oceaniczne jachty szejków arabskich oraz rezydencje hotelowe „z tysiąca i jednej nocy”, obstawione przez służby bezpieczeństwa tak, że nawet mysz się nie prześlizgnie. Najpopularniejszą z tych „pancernych” miejscowości jest wyspa Capri, gdzie lubią przyjeżdżać gwiazdy Hollywoodu na miesiące miodowe. Dowcip lokalny głosi: „gdyby nie kelnerzy - można by zapominać na stolikach 5 karatowe brylanty, a te wracałyby do właściciela”. Rzeczywiście, w tych miejscach bezpieczeństwo jest prawie absolutne - nie ma napadów ulicznych, rozbojów, kradzieży oraz narkomanów. Dla drobnych przestępców, którzy zapuszczają się w te okolice, aby uprawiać swój proceder - życie kończy się czasami jak na hollywoodzkich filmach: w morzu, z nogami zacementowanymi w wiadrze. Raj bezpieczeństwa przypada więc jedynie w udziale prawdziwym zawodowcom: światowej sławy oszustom i kasiarzom oraz scenarzystom filmów akcji o bujnej wyobraźni.

Te miejsca nie są oczywiście na kieszeń przeciętnego turysty, który we Włoszech o „własną kieszeń” musi dbać w sposób szczególny. Niestety - w krajach, które z turystyki uczyniły przemysł narodowy - „żerowanie” na turyście jest integralnym trybem całego systemu i jest uprawiane przez całe grupy, często „wysoce wyspecjalizowane zawodowo”. Na przykład - opuszczając Capri, gdzie można przechadzać się bezpiecznie z portfelem na wierzchu, już na promie łatwo się natchnąć na wyspecjalizowanych kieszonkowców, którzy będą polować na te portfele. Na nadbrzeżu portowym grasują wyspecjalizowani złodzieje drogich zegarków, którzy odpinają je z ręki, kiedy turysta sięga po swój bagaż. Potem mogą się przytrafić wyspecjalizowani taksówkarze, którzy będą wozić do hotelu oddalonego o 50 metrów, przez całe miasto. Wreszcie, można spotkać - specjalistów od cyfrowych kamer wideo, sprzedawanych za bezcen, które okazują się później trzema kilogramami piasku w zapieczętowanym opakowaniu z gwarancją...
Pierwszym przykazaniem dla każdego turysty, niezależnie od tego, gdzie jedzie - jest: przede wszystkim uważać zawsze bacznie na swój portfel, karty kredytowe, paszport, bilety lotnicze, dokumenty samochodu, kluczyki i inne najważniejsze rzeczy. Nosić je zawsze przy sobie w wewnętrznej kieszeni lub pozostawiać w sejfach hotelowych. Jeżeli korzysta się z campingów - zamykać zawsze dobrze swoje mienie i dokumenty oraz pieniądze nosić przy sobie. Nie demonstrować nigdy publicznie całej kwoty pieniędzy, jaką się posiada i uważać, kiedy wyciąga się pieniądze i dokumenty w tłumie (we Włoszech tłumy są zawsze, a czasami są wywoływane sztucznie). Uwaga na własne mienie uchroni was przede wszystkim przed jego utratą, a później przed cała serią nieprzyjemnych, a przede wszystkim nudnych praktyk, jakie się wiążą ze zgłaszaniem tego na policję w obcym kraju i powrotem do własnego - bez pieniędzy i paszportu.
Polacy podróżujący do Włoch robią to już w różnoraki sposób, kwalifikując się do wszystkich grup turystycznych: podróżują zamożni i drobni biznesmeni, studenci, kolonie, wycieczki, pielgrzymi, pracownicy sezonowi i indywidualni turyści. Na przestrzeni ostatnich lat Polacy awansowali z kategorii emigrantów zarobkowych do klasy turystów średnio zamożnych, podróżujących masowo jak inni Europejczycy - choć tzw. „turystyka zarobkowa” stanowi w dalszym ciągu podstawowy cel podróży wielu z nich. Paradoksalnie, we Włoszech wykształciły się nawet pewne metody okradania Polaków, przebywających tutaj za tzw. „chlebem” lub przyjeżdżających na handel. Do najpopularniejszych należą: okradanie autobusów liniowych zatrzymujących się na postojach; sprzedawanie osobom wracającym do kraju magnetowidów, magnetofonów i wideokamer, które po ponownym otworzeniu okazują się kartonowymi atrapami wypełnionymi piaskiem oraz pospolite ogrywanie w „trzy karty”. Ofiarami tych oszustw organizowanych najczęściej przez młodych cwaniaków z Neapolu - padają niejednokrotnie polskie kobiety jeżdżące pracować do Włoch na tzw. „stałki”, czyli całodobową pomoc domową. Chcą przywieźć do domu drogi prezent lub podwoić pieniądze grając w karty - padają natomiast ofiarą oszustwa, a czasami są przy tym okradane ze wszystkich oszczędności. Przestępstwa te nigdy nie zostają zgłoszone policji - bo Polacy nadal boją się kontaktu z włoskimi władzami - co powoduje, że stają się łatwym celem. Często są celem nawet własnych rodaków (będziemy o tym pisać przy innej okazji).
Najcenniejsze uwagi dla wszystkich, wybierających się do Włoch autobusami liniowymi, to: nie wdawać się w pogaduszki, a tym bardziej w handel z osobami zbliżającymi się do autobusu (rownież samochodu), podczas postojów na włoskich parkingach. Oferują one zwykle fałszywe złoto i atrapy sprzętu elektronicznego; uważać na własne bagaże - lepiej jest brać jedną dużą torbę, niż kilkanaście małych, które łatwo wyrwać; nie być łatwowiernym i „pazernym” na okazje - lepiej droższe rzeczy kupować w sklepach i mieć na nie gwarancję oraz paragon, przydający się na austriackiej granicy Europy, na której celnicy (zarówno austriaccy jak i czescy), przeczesują bagaże polskich turystów, jak w czasach Zimnej Wojny, wlepiając słone mandaty za dodatkową paczkę papierosów lub nadmiar konserw.

Drugim rodzajem turystów polskich, na jakich poluje się we Włoszech są oczywiście pielgrzymi. Przyjeżdżają na msze do Bazyliki, a potem zwiedzają Rzym utartymi szlakami turystycznymi. Tradycyjne punkty to: San Pietro, linia autobusowa 64 - łącząca Bazylikę z dworcem Termini oraz bazar Porta Portese. Tu najczęściej ma się do czynienia z naciągaczami, wyłudzaczami, oszustami, baby-kieszonkowcami, Cyganami i kieszonkowcami zawodowymi. Klasyką jest sprzedaż pamiątek świętych przez nieautoryzowanych handlarzy oraz zawyżanie rachunków w barach. Wskazane jest upewniać się ile kosztuje to, co chce się zjeść i wypić oraz nosić przy sobie kalkulator. Najlepiej oczywiście przejść się w „nieturystyczne” rejony miasta, gdzie ceny nie są już jak z księżyca. Na Porta Portese, w metrze i w niektórych autobusach łatwo paść ofiarą kieszonkowców. Kradną najczęściej dzieci cygańskie proszące o jałmużnę oraz baby-kieszonkowcy - czyli wyrostki włoskie, dobrze ubrane i nie wzbudzające podejrzeń. Przede wszystkim jednak grasują zawodowcy i nie zawsze są to Włosi. Ich technika polega na tym, że w trzech wsiadają do autobusu i wywołują sztuczny tłok oraz zamieszanie – „obmacując” osoby po intymnych częściach ciała. Kiedy ofiara jest zażenowana łatwo jej ukraść portfel czy biżuterię. Kiedy zostają odkryci w połowie przystanku, zdarza się, że dokonują aktu ekshibicjoistycznego, co wystrasza cały autobus, aż do chwili otwarcia się drzwi i uzyskania możliwości wtopienia się w tłum. Gorzej niż w Rzymie jest w Neapolu, Barii czy Palermo - gdyż tu dochodzi do rozbojów z motorynek. Młodociani lub dość często - nieletni Włosi, upatrują sobie turystę - tzn. jego aparat, kamerę lub torebkę. Śledzą go przez pewien czas, a potem w tłumie lub w ustronnym miejscu, zajeżdżają drogę motorynką i wyrywają mienie. O ich złapaniu na ogół nie ma mowy - poruszają się szybko na skuterach i giną w zaułkach. Taka sama sytuacja może przytrafić się turyście, kiedy dzwoni z aparatu telefonicznego lub pobiera pieniądze z bankomatu.
Polakom zwiedzającym Rzym oraz prawie wszystkie włoskie „miasta sztuki” należy poradzić, by pieniądze i dokumenty nosili w wewnętrznych kieszeniach, portfelikach na szyję, saszetkach na pasku, a sprzęt fotograficzny lub inne cenne mienie - w plecaku noszonym nie na plecach, ale przed sobą. Aby nie litowali się w sposób szczególny nad młodymi cygankami, dostającymi padaczki na ich oczach. A kiedy przytrafi im się poczuć w autobusie męską rękę pod sukienką lub w spodniach - by reagowali głośno, zwracając uwagę po angielsku oraz by sprawdzili czy portfel mają w kieszeni. W przypadku kradzieży paszportu powinni się bezzwłocznie udać na włoską policję i zgłosić to. Wątpliwe, że poszukiwania przyniosą skutki - będzie to jednak podstawa do wystawienia w konsulacie blankietu paszportowego na jaki można wrócić do kraju. W przypadku utraty kart kredytowych - należy je bezzwłocznie zablokować w Polsce - to jedyna gwarancja, że złodziej nie zrobi na nie zakupów w sklepie, ogałacając nasze konto.
I przede wszystkim - pod żadnym pozorem nie „wypuszczać” nigdy z ręki portfeli i torebek! (Zaaferowani turyści czasami kładą je na stolikach, przy kasach lub stawiają na ziemi podczas pobierania pieniędzy z bankomatu lub dzwonienia).
Posiadanie kart kredytowych w podróży, nie do końca jeszcze wszystkich przekonuje, gdyż nie wszystkie polskie karty są przyjmowane wszędzie, na całym świecie i opłaty procentowe są wysokie. Pieniądze za granicą najlepiej wymieniać w bankach i unikać usług tzw. „ulicznych koników”, którzy mogą oszukać na kwocie i wcisnąć fałszywe banknoty. Kontrolować należy zawsze wydawaną resztę. We Włoszech banknoty: 20, 50 i 100 euro mogą być fałszywe.

Włochy najlepiej oczywiście zwiedzać we własnym samochodzie. Na namiot jest tu w lato trochę za ciepło - przyczepa campingowa może jednak już być alternatywą hotelu. Na włoskich polach campingowych, które są dobrze wyposażone i na ogół ogrodzone oraz strzeżone - nie może przytrafić się nic poza ewentualnymi kradzieżami, jakie niestety zdarzają się wszędzie. Bardziej niebezpieczne są zaimprowizowane pola namiotowe dla biedniejszych turystów, na Południu Włoch czyli od Neapolu w dół, często jest to działalność niezarejestrowana i nie spełniająca wymogów, jakie musza spełniać włoskie bazy turystyczne. Miejsce odpoczynku turysta jednak musi wybrać sam, pamiętając, że za bezpieczeństwo niestety też się płaci. Z samochodami we Włoszech jest gorzej. Rzym jest uznawany za miasto, w jakim kradnie się dużo, a odzyskuje najmniej w Europie. Niektóre europejskie firmy ubezpieczeniowe odmawiają odszkodowania za kradzieże dokonane w Neapolu. Przytrafiło się tak pewnemu Niemcowi, który przyjechał tam swoim nowiutkim Mercedesem. Ale takie historie są już znane Polakom z warszawskich ulic...
We Włoszech kradnie się najczęściej luksusowe samochody na numerach zagranicznych, do których należą: Ferrari, Porsche, Mercedes, Jaguar, itp. Dużym powodzeniem cieszą się Golfy i dobre samochody niemieckie oraz rodzime, najpopularniejsze Fiaty. Jak widać - kradzież według klucza, który obowiązuje dzisiaj prawie w każdym kraju.
Kierowcy polscy udający się do Włoch powinni więc pomyśleć o dodatkowych zabezpieczeniach dla samochodu; sprawdzać zawsze czy został dobrze zamknięty; parkować w widocznych miejscach; nie zostawiać kuszących przedmiotów na widoku: żadnych toreb, telefonów komórkowych lub papierów wyglądających na dokumenty.
Niestety, we Włoszech równie uciążliwi jak w Polsce są „parkingowi” - najczęściej pracujący na własną rękę. Najlepiej dać im coś z góry i obiecać, że resztę dopłaci po powrocie. Często, przy wyjeździe - na miejscu pierwszego „parkingowego” stoi już drugi, który też żąda opłaty. W Rzymie czy Neapolu - trudno jest sobie z nimi poradzić, zdarza się, że złośliwie przebijają opony lub dają cynk do kradzieży auta. Jeżeli taka przykrość się komuś przydarzy - należy bezzwłocznie skontaktować się z włoską policją oraz z polskim konsulatem.

Oprócz pielgrzymów, turystów z prawdziwego zdarzenia oraz „turystów zarobkowych” - na Półwysep Apeniński zapuszczają się również młode polskie autostopowiczki. Rodzime studentki przed wyjazdem nie zdają sobie sprawy, że Włochy to nie jest najlepszy kraj na stopa. Niestety, nie ma tu tradycji darmowego podwożenia innych oraz amerykańskiego „mitu drogi”. Na autostradach jest całkowity zakaz „auto stopu” ze względów bezpieczeństwa, natomiast dziewczyny stojące na bocznych drogach są uważane za prostytutki. Warto zdać sobie z tego sprawę, zanim się zaplanuje wakacje „on the road” w słonecznej Italii. Niebezpieczeństwem dla polskich dziewczyn, które jednak przyjeżdżają tu masowo każdego lata jest w dalszym ciągu racket prostytucji jaki prowadzą głównie albańscy i rumuńscy emigranci nielegalni. Zabierają dziewczynom paszporty, zmuszają do pracy na ulicy, często uzależniają od narkotyków i przetrzymują pod kluczem. Brzmi to jak kryminalna opowiastka - niestety się wciąż zdarza, choć na szczęście coraz rzadziej Polkom. Coś takiego przytrafić się może w dyskotekach Rimini. Gdyby się przytrafiło - należy nie bać się i spróbować skontaktować z włoską policją lub wolontariatem pracującym z prostytutkami. Młode polskie dziewczyny powinny przede wszystkim pamiętać, że trzeba trzy razy pomyśleć, zanim uwierzy się w królewicza na białym koniu.

Włochy są naprawdę miłym i gościnnym krajem - przy odrobinie uwagi, jakiej wymaga każda podróż - można tu spędzić fantastyczne wakacje bez przykrych przygód.

© POLANDIA 2003

------------------------
RAPORT POLANDII 2004
-------------------------

2. NIELEGALNI

Kiedyś my – Polacy byliśmi nielegalnymi emigrantami. Setki tysięcy Polaków wyemigrowało z Polski w latach 90-tych, zaraz po upadku Muru Berlińskiego i mieszkało we Włoszech w „obozach przejściowych”, czekając na wizę do Ameryki czy Kanady. Ich los był ciężki, ale Włosi w tamtym okresie byli może bardziej otwarci... Emigrantów zresztą było mniej, niż dziś.
Od 1 maja 2004 roku Polacy stali się Europejczykami. W takich krajach, jak Anglia czy Holandia, ich prawa zrównały się automatycznie z prawami rodowitych obywateli. W innych, jak we Włoszech, czeka ich dwuletni okres przejściowy, który nie daje im jeszcze tych samych uprawnień, co do pracy i świadczeń socjalnych. Ile zyskaliśmy na wejściu do Europy, wiemy najlepiej my – emigranci. Teraz możemy podróżować swobodnie po terenie Unii Europejskiej, używając tylko dowodu osobistego; mamy prawo do rezydencji zagranicznej bez ubiegania się o pozwolenie na pobyt. Wreszcie jesteśmy traktowani jak ludzie...
Upamiętniając nasze wejście do Unii Europejskiej, poświęciliśmy RAPORT POLANDII 2004 problemowi emigracji nielegalnej, pamiętając o tym, że w RAPORCIE POLANDII 2001, pisaliśmy jeszcze „nielegalni” o Polakach...

--------------------
LUDZIE NIE LUDZIE
--------------------
- Z rozpaczy chcieli utopić się w morzu – jedno zdanie Eliasa Birdela, prezesa niemieckiej organizacji humanitarnej Cap Anamur, mówi wszystko o tragedii 37 Afrykanów. Niemiecki statek, noszący nazwę organizacji, zawinął wreszcie do włoskiego portu Empedocle. Wszedł w na włoskie wody terytorialne bez zezwolenia, powołując się na prawo humanitarne i krytyczną sytuację zdrowotną wśród rozbitków przetrzymywanych na pokładzie przez 21 dni. Nielegalni emigranci zeszli z pokładu i zostali przewiezieni do obozu przejściowego. Włochy nie chcą dać im azylu. Nie chcą udzielić go także Niemcy, wybrane za kraj docelowy przez emigrantów. Prezes organizacji humanitarnej, kapitan statku i pierwszy oficer zostali zaaresztowani po pięciu godzinach przesłuchania, pod zarzutem: „faworyzowanie emigracji nielegalnej”.
Ostatni etap niekończącej się odysei 37 uciekinierów z Sudanu, w jakim toczy się jedna z najokrutniejszych wojen XXI wieku, rozpoczął się 20 czerwca 2004 roku. Cap Anamur – statek pod niemiecką banderą wyłowił ich na wodach ekstraterytorialnych Kanału Sycylijskiego 100 mil od włoskiego portu Lampedusa i 180 mil od Malty. Cap Anamur zasygnalizował problem włoskiej kapitanerii i skierował się w kierunku najbliższego portu. 20 mil od brzegów włoskich statek został zablokowany. Włoski rząd oświadczył, że nie przyjmie nielegalnych emigrantów, bo byłoby to sprzeczne z ustawą emigracyjną i stałoby się zachętą dla innych. Minister spraw wewnętrznych Giuseppe Pisanu odmówił oficjalnie przyjęcia 37 uchodźców, proponując by Cap Anamur wysadził ich na Malcie. Kapitan Stephan Schmidt nie zastosował się, gdyż na Malcie rozbitków czekałoby więzienie i wydalenie.
Przeciąganie liny między niemieckim kapitanem i włoskim rządem trwało trzy tygodnie. Przypadek niechcianych rozbitków stał się skandalem w skali europejskiej, bo dotyczy jednego z najbardziej palących problemów UE – emigracji nielegalnej. Władze włoskie zarzucają niemieckiemu stowarzyszeniu Cap Anamur, że już od dłuższego czasu statek trudni się wyławianiem z morza nielegalnych emigrantów i dostarczaniem ich do włoskich brzegów. – Jeżeli nielegalni emigranci dostaną azyl we Włoszech, potwierdzi to powszechną opinię o naszym kraju, że jest „miękkim brzuchem Europy” – powiedział minister sprawiedliwości Roberto Castelli z Ligi Północnej.
Prawicowy rząd Berlusconiego od dwóch lat prowadzi najbardziej restryktywną politykę emigracyjną w UE. Italia nie wdrożyła jeszcze dyrektywy europejskiej o azylu politycznym, a tzw. „exstracomunitari” są katalogowani poprzez odciski palców i mają wielkie trudności biurokratyczne. Ustawa emigracyjna nosi nazwę Fini-Bossi, od nazwisk liderów prawicy konserwatywnej i ksenofobicznej.
Jak skończy się odyseja Cap Anamur i 37 afrykańskich rozbitków uratowanych od śmierci przez Europejczyków i których żaden europejski kraj nie chce? Stała się ona elokwentnym symbolem tego, jak Unia Europejska, która swoje fundamenty buduje na uniwersalnych prawach człowieka, szanuje te prawa. Na wodach otaczających Eurolandię od Południa, od kilku lat toczy się niema tragedia humanitarna. Morze pochłonęło już tysiące bezimiennych ofiar, których Europejczycy nie chcą ani liczyć, ani w ogóle widzieć...

--------------------
SYCYLIJSKIE GUANTANAMO
--------------------
Długa kolejka mężczyzn ze związanymi rękami, która posuwa się dość szybko wchłaniana przez olbrzymie brzuchy samolotów wojskowych Herkules C130. Scena pokazywana w dzienniku telewizyjnym jest wymowna i pozostawia przykre wrażenie. Trudno zaprzeczyć, że w przypadku emigrantów, którzy chcieli dostać się do Europy przez morską granicę Włoch jest łamane prawo humanitarne i prawa człowieka.
Kolejny włoski problem z Lampeduzą zaczyna mieć coraz większe echo w mediach krajowych i zagranicznych. Na przestrzeni kilku ostatnich dni, na wyspę przypłynęło 2600 emigrantów pochodzących głównie z Afryki i Bliskiego Wschodu. 600 zostało repatriowanych siłą i w trybie natychmiastowym, tam skąd rozpoczęli przeprawę morską – czyli do Libii. Repatriacja odbyła się przy pomocy transporterów wojskowych, które kosztują mniej niż loty liniowe. Został stworzony most lotniczy aktywny przez kilka dni. Wydalonym ludziom Włosi nie dali możliwości przedstawienia prośby o azyl polityczny. Policja włoska nie brała nawet odcisków palców, łamiąc w ten sposób surową ustawę emigracyjną Bossi-Fini.
Emigranci, których nie udało się wydalić natychmiast, zostali przewiezieni do obozu przejściowego na Lampeduzie i do innych ośrodków tymczasowych, przy pomocy autokarów, samolotów, i promów osobowych. Kosztowna operacja trwała godzinami. W lampeduskim obozie przejściowym, ochrzczonym przez madia jako „Guantanamo” zamknięto grubo ponad 500 osób, choć ma on tylko 190 miejsc. Miały zostać wydalone natychmiast, ale Libia przerwała na kilka dni przyjmownie włoskich samolotów wojskowych z nielegalnymi.
Związane ręce
Na Lampeduzę przybyli przedstawiciele ONZ do spraw uchodźców – Laura Boldrini i Jungen Humburg. Chcieli skontrolować czy Włochy przestrzegają prawa człowieka. Rząd włoski nie pozwolił jednak, aby złożyli wizytę w lampeduskim obozie przejściowym, powołując się na specjalne rozporządzenie byłego lewicowego szefa MSW – Enza Bianco, które przewiduje iż w sytuacji kryzysowej nawet przedstawicielom UNHCR można zakazać zbliżania się do emigrantów.
Sytuacja w sycylijskim Guantanamo musi być naprawdę kryzysowa. Jak wynika z opowieści niektórych lewicowych deputowanych włoskich, którzy zostali wreszcie wpuszczeni do ośrodka – warunki, w jakich przetrzymuje się emigrantów są nieludzkie. Nie mają gdzie spać i spędzają noc w pozycji siedzącej na podłodze. Higiena też pozostawia wiele do życzenia, gdyż obóz nie ma kanalizacji lecz szamba. Emigranci mają związane ręce plastikowymi paskami. Są traktowani jak przestępcy, choć we Włoszech nie ma przestępstwa emigracji nielegalnej. Jest to zabezpieczenie przed rewoltą – próby ucieczek i buntów w obozie na Lampeduzie miały miejsce już wielokrotnie. Nie mówi im się też, że będą deportowani do libijskich obozów przejściowych. Wiadomość ta mogłaby mieć nieprzewidziane konsekwencje – jak podczas jednego z pierwszych lotów przewożących 75 nielegalnych z Tripolisu do Asmary, gdy wybuchła rewolta i samolot został uprowadzony. Wylądował w Sudanie, gdzie 60 osób otrzymało azyl polityczny, a 15 trafiło do więzienia. W obozach utworzonych w Libii przez lidera Geddafiego (za namową premiera Berlusconiego i w zamian za zniesienie embarga), emigranci są przetrzymywani miesiącami bez oskarżenia i bici. Jedyną ich winą jest to, że chcielby żyć w Europie.
Polityka twardej ręki
Drugi raz w ciągu ostatnich miesięcy Włochy zostają oskarżone o łamanie praw człowieka. Przed wakacjami wielką miedzynarodową polemikę wzbudził przypadek statku Cap Anamur, który uratował emigrantów na otwartym morzu i wpłynął razem z nimi do włoskiego portu. Teraz sprawą obozu przejściowego na Lampeduzie zajęli się Lekarze bez granic, Amnesty International, WCK, Wspólnota Sant Egidio i Caritas. Premier Silvio Berlusconi i jego minister spraw wewnętrznych – Giuseppe Pisanu znaleźli się pomiędzy młotem i kowadłem. Z jednej strony napiera na nich Kościół i organizacje humanitarne, z drugiej Liga Północna. Przedstawiciele partii Bossiego oskarżają Kościół o to, że broni emigrantów. Emigracja nielegalna – to problem, który spędza sen z powiek premiera Silvia Berlusconiego. O zatrzymaniu emigracji nielegalnej Berlusconi rozmawiał z Geddafim podczas wizyty w Libii. O konieczności wspólnej europejskiej polityki emigracyjnej premier Włoch rozmawiał też z nowym przewodniczącym Komisji Europejskiej – Baroso, który złożył wizytę w Rzymie. „UE nie może pozostawić Włochy same z tym problemem i przynajmniej w aktualnej chwili powinno dać nam wolną rękę” – włoski prawicowy rzad oczekuje zrozumienia.


--------------------
PRZYPŁYWAJĄ JAK FALA
--------------------
Przypływają jak wysoka fala, najwyżej z 48 godzinną przerwą. Mężczyźni młodzi i starzy, kobiety w ciąży, i dzieci. Brudni, schorowani, wycieńczeni, często umierający. W ciągu dwóch tygodni, do brzegów Lampeduzy przybiło 2500 nielegalnych emigrantów. Zdezelowane łodzie przewożące od 50 do 250 osób pojawiają się na horyzoncie 2-3 razy dziennie. Urocza i bardzo turystyczna włoska wysepka stała się południową bramą UE, którą szturmują zdesperowani tego świata uciekający z Afryki, Bliskiego i Dalekiego Wschodu, przed wojnami, nędzą i głodem.
„Strzelać do nich z dział!” – ponowił swoją propozycję Bossi - lider Ligi Północnej, senator i minister. Zagroził, że opuści rząd Berlusconiego doprowadzając do kryzysu jak w 1994 r., jeżeli problem nie zostanie natychmiast rozwiązany. „Umberto Bossi ma rację. Dlaczego nie zabiją wreszcie wszystkich nielegalnych, którzy codziennie przypływają na moją wyspę?” – nie kryjąc rasistowskiej nienawiści wyraziła swoją opinię Angela Maraventano – przewodnicząca partii Bossiego na Lampeduzie, gdzie padańskie ksenofoby zakotwiczyły się na dobre. – „Ja przynajmniej mówię to, co myślę i to, co myśli połowa tej wyspy.” Zacietrzewiona partyjniaczka Ligi stanęła na czele komitetu obywatelskiego, protestującego na molo portowym przeciwko nielegalnym i wojsku, które ich eskortowało. Musiała interweniować policja, bo doszło do zamieszek. Komitet zawiązali hotelarze, właściciele restauracji i sklepów pracujący w biznesie turystycznym. Ich zdaniem 50% turystów zrezygnowało z przyjazdu na Lampeduzę, ze względu na obóz przejściowy dla nielegalnych znajdujący się obok lotniska. Są zaniepokojeni sytuacją higieniczną, związaną z pobytem na wyspie tylu ludzi z różnych krajów oraz faktem, że port stał się cmentarzyskiem gnijących wraków zarekwirowanych łodzi, a na plaże morze wyrzuca często trupy emigrantów, którzy utonęli.
Mieszkańcy Lampeduzy żyjący z turystyki nie wymagają, aby rząd postawił na ich plażach znaki zakazu zbliżania się emigrantów, chcą jednak aby przeniósł obóz. Prezes związku hotelarzy zaproponował prowokacyjnie aby każdemu turyście, który zobaczy nielegalnego, były oddawane pieniądze za pobyt.
Na cmentarzu na Lampeduzie zostało pochowanych 10 zwłok oddanych przez morze w ubiegłym roku. To pierwszy w Europie grób nieznanego nielegalnego emigranta.


--------------------
Wellcome in Lampedusa
--------------------
W obozie przejściowym przeznaczonym dla 190 osób jest blisko 500. Emigranci przebywają tu zaledwie kilka dni – czas na pierwszą identyfikację i trochę higieny, po czym - aby zrobić miejsce nowo przybyłym - są przewożeni do innych obozów, nazywanych we Włoszech „Centrum Przyjęć” - Agrigento, Crotone (największy – 1200 osób), Bari Polese, Otra i inne. Według ostatniej ustawy emigracyjnej Fini-Bossi, mogą przebywać tam 30 dni, po czym są wydalani z kraju. Wydalenie jest uwarunkowane rozpoznaniem ojczyzny i tym, czy zechce ona przyjąć repatrianta. Identyfikacja trwa niestety co najmniej 60 dni i policja robi to dzięki etykietom na produktach, przedmiotach i ubraniach jakie zdesperowani ludzie mieli przy sobie. Emigranci albo nie odzywają się słowem, aby nikt nie rozpoznał skąd pochodzą, albo licząc na status uciekiniera podają fałszywe dane osobiste deklarując pochodzenie z kraju w jakim aktualnie toczy się wojna. Po identyfikacji większość z niech wraca tam, skąd przybyła. Włosi wydalili w ubiegłym roku 85 tys. nielegalnych emigrantów.
Do centrum na Lampeduzie ogrodzonego drutem kolczastym, dziennikarzy wpuszcza się niechętnie. Ostatnio udało się wejść wysłannikowi „La Repubblica”, który udawał nielegalnego. Kiedy zatrzasnęła się za nim brama stał się człowiekiem niższej kategorii. Komisja rejestrująca nie oszczędzała sobie żartów i wyzwisk, pozbawiono go paska i sznurowadeł, poddano kontroli osobistej. Pracownicy w obawie przed infekcją starali się mieć jak najmniej kontaktów z brudnymi i często chorymi ludzi.
Każdemu nielegalnemu zamkniętemu w obozie przysługują 3 posiłki i 10 papierosów dziennie oraz karta telefoniczna za 5 euro, aby mógł dzwonić do rodziny. Koszt dzienny utrzymania wynosi 74 euro i jest pokrywany przez państwo. Wcześniej emigrantów transportowano na Sycylię promem, teraz będzie się ich wozić czarterami, aby nie wpadali w oko turystom.


--------------------
Problem europejski
--------------------
Na szczycie w Salonikach, UE wreszcie zdecydowała, że walka z nielegalną emigracją jest wspólnym kłopotem wszystkich krajów i przeznaczyła 140 miliardów euro na ten cel. Planuje się stworzenie unijnego banku informacji, w którym będą klasyfikowani nielegalni na podstawie danych biometrycznych czyli odcisków palców i fotografii siatkówki oka – dzięki czemu będzie łatwiej ich identyfikować i wydalać (o nowych normach emigracyjnych wprowadzonych wcześniej w różnych krajach Wspólnoty pisaliśmy obszernie w RAPORCIE POLANDII 2002). Unia przewiduje sankcjie w stosunku do krajów pozaunijnych, które nie chcą współpracować przy zwalczaniu emigracji nielegalnej i handlu żywym towarem. Nie przeszła propozycja Anglii, aby obozy przejściowe dla emigrantów budować poza terenem Eurolandii, tak aby podludy w ogóle nie miały tutaj wstępu.
Droga Europo czy to jest twój jedyny wkład w demokratyzację zglobalizowanego świata?

AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, z Rzymu
© POLANDIA 2004

--------------------


Nessun commento:

Posta un commento

Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.